Szał na hipermarketowe rowery (zwane żartobliwie „makrokesz”) trochę minął, ale problem pozostał. Nadal na forach rowerowych pojawiają się osoby pytające o rowery w cenie dobrych adidasów. I zwykle bardzo twardo obstają przy swoim zdaniu – szukając akceptacji dla swojego pomysłu.
Nie owijając w bawełnę, dlaczego rowery z hipermarketu to złe rowery?
Rowery marketowe składane są z najtańszych części, bardzo marnej jakości. Naprawdę: BARDZO MARNEJ. Taki rower ma być tani – a oszczędności szuka się wszędzie. Pedały, hamulce, manetki hamulcowe wykonane z plastiku –żaden problem. Piasty z najtańszymi łożyskami, śruby z najtańszych materiałów, przerzutki dla których słowo „regulacja” to abstrakcja itd.
Oczywiście osobom nie jeżdżącym na co dzień na rowerze, ciężko to zrozumieć. Panie, przecież rower to rower. Dwa koła, rama, kierownica, pedały i jedziemy! W takim razie zastanówcie się jak jest z jakością np. koszulek, które kosztują 5 zł za trzy sztuki? Albo z zegarkami za 8 zł.
Z taką koszulką czy zegarkiem jest pół biedy. I tak wiadomo, że szybko będzie do wyrzucenia, ale od nich nie zależy nasze bezpieczeństwo. A od roweru – jak najbardziej zależy.
Już nawet mało istotne jest to, że takie rowery bardzo szybko łapią luzy gdzie tylko się da, że praktycznie niemożliwe jest ich wyregulowanie na 100% i że są ciężkie. Trudno – ktoś kto decyduje się na najtańszą opcję, musi to brać pod uwagę. Ale już bardzo istotne jest właśnie BEZPIECZEŃSTWO. W internecie można poczytać o sytuacjach gdy w takich rowerach złamała się kierownica, odpadły pedały czy hamulce. O ewidentnych konsekwencjach nawet nie muszę pisać. Nawet najlepsze ubezpieczenie czasami nie pomoże.
Jeżeli nie wierzysz w opinie internetowe przejdź się do najbliższego sklepu rowerowego i zapytaj w serwisie czy naprawiają rowery z hipermarketów. A jeżeli zdziwiony usłyszysz, że NIE – zapytaj dlaczego. Myślę, że dostaniesz taką samą odpowiedź jak moja.